Autobusem przez Peru

Stresujecie się przed podróżą? 

4
Stresik przed podróżą?

Ja prawdę mówiąc wcale.

Przez lata wypracowałem sposoby na unikanie nerwów związanych z wyjazdami. Pakowanie zwykle rozpoczynam dobrych kilka dni wcześniej, przynajmniej jeśli chodzi o specyficzne, strategiczne gadżety niezbędne na konkretnej wyprawie. Zestaw ubrań i kosmetyków dopakować potem bardzo łatwo. Z wyprzedzeniem zbieram potrzebne informacje, zawczasu przygotowuję się mentalnie na to co nieprzyjemne (typu czekanie w kolejkach na lotnisku) oraz staram się przewidzieć potencjalne problemy i “na zapas” znaleźć ich rozwiązania, zgodnie z zasadą “hope for the best, prepare for the worst“. Wówczas nawet jeśli coś pójdzie nie tak – jestem przygotowany, postępuję po prostu według z góry przemyślanego planu. 

Dzięki takiemu podejściu, przez pierwszy miesiąc wyprawy dookoła świata nie przeżyłem chyba żadnego prawdziwego stresu. Owszem, trochę obaw jak poradzę sobie pierwszy raz za kierownicą z prawej strony auta. Ale zdążyłem też samemu sobie wytłumaczyć, że w kraju prawie wielkości Polski przy 5 mln mieszkańców ruch drogowy nie może być aż taki zły. Na szczęście miałem rację.

Przyznaję jednak, że wypad do Peru musiał przyprawić mnie o kilka dodatkowych siwych włosów. Zwłaszcza na brodzie, gdzie z jakiegoś powodu pojawiają się u mnie w pierwszej kolejności. Plany sypiące się na 2-3 dni przed przyjazdem, informacje o niepokojach politycznych i trudności ze zdobyciem wiarygodnych i aktualnych informacji na pewno nie pomagają podróżować bezstresowo. 

Pierwotnie trasa mojego przejazdu przez Peru miała wyglądać tak: 

Pierwotna trasa podróży przez Peru [źródło: strona Peru Hop]

Ostatecznie jednak, po perypetiach opisanych w poście o Chile, byłem zmuszony nieco skrócić i zmienić trasę. Najpierw zrezygnowałem z Puno – jedynego miejsca w Peru gdzie ponoć dalej nie jest do końca bezpiecznie i zdarzają się zamieszki. Później doszedłem do wniosku, że cały plan jest za bardzo napięty czasowo i najlepiej będzie dojechać tylko do Nazca, potem wrócić autobusem do Limy i stamtąd polecieć samolotem do Cuzco. Droga z Nazca do Cuzco to bowiem około 650 kilometrów przez Andy, wg Google Maps prawie 14 godzin samochodem, autobusem z pewnością jeszcze dłużej. Tymczasem przelot trwał 80 minut.

Przedtem jednak czekało na mnie Paracas z wycieczką na wyspę Islas Ballestas, wydmy wokół oazy Huacachina, a także Nazca ze słynnymi geoglifami.

Paracas 🦭🐧

Pierwszy przystanek objazdowej wycieczki organizowanej przez Peru Hop wypada w niewielkim miasteczku portowym Paracas. Zatrzymuję się tam zaledwie na kilka godzin, bez noclegu. Przed główną atrakcją tego krótkiego przystanku mam nieco czasu wolnego na spacer po plaży i najbliższej okolicy.

Największą i najsłynniejszą atrakcją Paracas są rejsy do znajdujących się niedaleko wysp Islas Ballestas, rezerwatu ptactwa i zwierząt morskich. Grupą około 20-30 osób wsiadamy na turystyczną łódź motorową i wzdłuż malowniczego wybrzeża suniemy po spokojnej wodzie w kierunku ptasiego siedliska. Po drodze mijamy Kandelabr – pierwszy geoglif jaki mam okazję zobaczyć, przedsmak tego co mam nadzieję zobaczyć po dotarciu do południowego krańca mojej trasy, czyli Nazca.

Kandelabr – tajemniczy geoglif na wybrzeżu między Paracas a wyspami Ballestas

Wyspy Ballestas stanowią tereny lęgowe rozlicznych gatunków ptaków, w tym – zaskakująco – pingwinów! Zupełnie niespodziewanie w tropikalnym klimacie Peru można tam bowiem zobaczyć niewielkie pingwiny Humboldta. Na kamienistych wybrzeżach wylegują się także stada fok oraz lwów morskich – po hiszpańsku nazywanych zresztą lobos marinos, czyli wilkami morskimi. Co ciekawe, wyspy generują wielomilionowe przychody ze sprzedaży guano, czyli ptasich odchodów!

Huacachina 🏜️🏂

Prawdziwa pustynna oaza. Najprawdziwsza. Małe jeziorko otoczone bezkresem piasku, niesionego przez wiatr po pozornie tylko nieruchomych wydmach. Huacachina to właściwie pojedyncza ulica otaczająca naturalny zbiornik wody gruntowej, jedna czy dwie linie zabudowy, kilka hoteli, sklepików i restauracji.
Stała populacja – zaledwie około stu mieszkańców. Plus dziesiątki tysięcy odwiedzających każdego roku. Nazwa Huacachina pochodzi z języka keczua: wakachina oznacza dosłownie “strzec, skrywać” i prawdopodobnie została skrócona z wakachina qucha, czyli “ukryta laguna”.

Panorama oazy Huacachina z najbliższej wydmy

Drobny, niesiony wiatrem pył pcha się do ust i nosa, w każdą szczelinę w ubraniu, do plecaków turystów którzy przyjeżdżają i odjeżdżają, czasem szybciej niż są w stanie zauważyć okoliczni mieszkańcy. Pustynia trwa. Człowiek jest na niej jak ziarenko piasku – ulotny, nietrwały, nic nieznaczący. Ślady pozostawione przez turystów zostają zatarte piaskiem w ciągu zaledwie kilku chwil. 

Legenda głosi, że oazę stworzyła piękna lokalna księżniczka. Przygotowując się do kąpieli zrzuciła ubrania, spojrzała w lustro i zauważyła mężczyznę-myśliwego za swoimi plecami. Wówczas uciekła w popłochu, porzucając lustro, które z czasem zamieniło się w jezioro. Zwoje jej płaszcza, powiewającego na wietrze podczas ucieczki, stworzyły okoliczne piaszczyste wydmy. Niektórzy twierdzą, że sama księżniczka dalej mieszka w tym miejscu, przemieniona w syrenę. 

Oprócz malowniczych widoków, hotelowego basenu i spacerów wokół jeziora, główne atrakcje Huacachina to niewątpliwie przejażdżka pustynnym łazikiem oraz sandboarding – zjazd na desce ze szczytu wydmy, jeden z dwóch sposobów: tradycyjnie, jak na snowboardzie, we wpinanych w deskę specjalnych butach;
albo na desce bez wiązań, leżąc na brzuchu twarzą w dół.

Drugiej wersji nie próbowałem, ale sądząc po reakcjach innych turystów – zabawa musiała być przednia. Wariant klasyczny przypominał jazdę po śnieżnym puchu, gdzie ciężar ciała trzeba przenieść mocniej do tyłu aby nie zakopać się w piasku – z tą różnicą, że większe tarcie szybciej redukuje prędkość i utrudnia skręcanie.

Po popołudniowych zabawach z sandboardingiem zmywam z siebie morską sól z Paracas i tutejszy pustynny piasek. Na nocleg zostaję w Huacachina, a następnego ranka po śniadaniu wyruszam autobusem dalej na południe, w kierunku jednego z najsłynniejszych miejsc Peru. Kolejny wpis będzie właśnie o nim.

What’s your Reaction?
+1
1
+1
0
+1
1
+1
0
+1
1
+1
0
+1
0

Posted

in

by

Tags:

Comments

2 responses to “Autobusem przez Peru”

  1. Paweł. Avatar
    Paweł.

    ta oaza?? real, czy fotomontaż?

    1. Kevin Avatar
      Kevin

      Oaza absolutnie prawdziwa, tylko fotka taka sobie bo robiona telefonem a nie aparatem który trochę bałem się zabrać w cały ten piach…

Leave a Reply to Kevin Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *